Od mniej więcej połowy kwietnia można bez obaw trenować na rowerze na dworze. Jedynym warunkiem jaki musimy spełniać jest posiadanie maski na twarzy. O ile jeździmy rekreacyjnie może nie jest to problem, ale kiedy nasza jazda staje się intensywniejszym treningiem oddychanie przez maskę może być uciążliwe. Od tego czasu zdążyliśmy już przetestować kilka wariantów. Która z nich jest wg nas najlepsza?
Maseczki antysmogowe
Zacznijmy może od najdroższej opcji, czyli maseczki antysmogowej. Od kiedy postanowiliśmy, że wracamy na rowery, zanim zasiedliśmy na nasze maszyny chcieliśmy wyposażyć się w lepszy asortyment. Zakupiliśmy sobie właśnie maski antysmogowe. Z wyglądu wydają się profesjonalne. Na całej ich powierzchni znajduje się masa otworów, dzięki którym maseczka jest przewiewna. Na internecie możecie znaleźć wiele wariantów różniących się przede wszystkim materiałem oraz co najważniejsze ceną. Postanowiliśmy kupić już coś lepszego – ja znalazłam swój rozmiar w ofercie od producenta Dragon. Piotrek natomiast znalazł coś podobnego w innym sklepie, gdyż u większości producentów jak się okazało zostały już tylko rozmiary dla dzieci…
Mniejsza o to… Przejdźmy do rzeczy. Po krótszej rekreacyjnej jeździe maski spełniają swoją funkcję – oddycha się przez nie w miarę wygodnie. Gorzej jest przy dłuższych treningach. Maska zarówno mnie jak i Piotrka uciskała w nos. Nie chodzi o to, że naciągnęliśmy ją zbyt mocno – po prostu przy jeździe z wyprostowanymi plecami na np. rowerze crossowym maski dość mocno naciskają na nasadę nosa. Jadąc na rowerze podnosimy głowę do góry, czego nie robimy w przypadku biegania czy spacerów. Wprowadziliśmy pewną modyfikację i wycięliśmy filtr, który znajdował się wewnątrz – było dużo lepiej. Jednak po 3 godzinnym teście jazdy w terenie Piotrek miał cały obtarty nos. Nie mógł dotknąć jego końcówki przez jakieś 4 dni. Warto wspomnieć, że miał specjalną grubą gąbkę, żeby nie doszło do takiej sytuacji. Jeździliśmy w temperaturach 16–18 stopni, nie wiemy jeszcze jak maski sprawować się będą w upalne dni. Wypowiemy się na ten temat później.
Mogę jeszcze powiedzieć ze swojej strony, że materiał z którego wykonana jest maska dość mocno „śmierdzi” jakby plastikiem – jak dla mnie to minus, bo zdecydowanie zmniejsza komfort jazdy ☹️
Maseczki od Nessi Sportswear
Drugą opcją jaką przetestowaliśmy były produkty od firmy Nessi Sportswear. Maski tutaj zachęcają ceną – za sztukę zapłacicie jedynie 8 zł. Materiał, z którego są wykonane bardzo przypomina kolarskiego buffa czy komin. Bardzo wygodnie się je nosi. W ogóle nie uciskają uszu ani nosa.
Jednak przejdźmy do minusów – pierwszy z nich jest taki, że podczas szybszej jazdy ciężko się oddycha. Chwila moment i mieliśmy zaparowane okulary. Kombinowaliśmy na różne sposoby, ale za każdym razem było tak samo. Jest to bardzo uciążliwe i psuje nam radość z samej jazdy. Maseczki nie mniej jednak bardzo dobrze nosi się na co dzień. Przy ośmiogodzinnej pracy czasami zapominam, że mam ją na sobie. Do spacerów jak najbardziej. Na rower – lepiej się na nie nie decydować.
Chusta czyli buff
Trzecim produktem i chyba najlepszym ze wszystkich jest chusta buff lub potocznie mówiąc komin. Jeżeli chodzi o oddychalność to sprawuje się najlepiej ze wszystkich wyżej testowanych. Ja posiadam model z firmy 4F natomiast Piotrek jeździ w podstawowej letniej chuście od Rogelli. Razem mamy takie same odczucia.
Chusta nie uciska na nic. Jeździliśmy w nich w wyższych temperaturach (około 24 stopni) i było bardzo przyjemnie. Myślimy nad tym, by przeciąć chustę na pół i zakryć jedynie usta i nos, tak by nie zapocić szyi podczas upalnych dni. Damy znać jak już będziemy po testach.
Podsumowanie
Najlepszym rozwiązaniem wg Cyklopary jest chusta buff. Kupicie ją w cenie od około 20–50 złotych w zależności oczywiście od firmy.
Drugą opcją jaką byśmy wybrali byłyby maski antysmogowe, jednakże to już dużo droższy wydatek. Lepsze modele kosztują w granicach 150–250 zł.
Na samym końcu zdecydowalibyśmy się na maseczki od Nessi. Pomimo wygody parowanie okularów bardzo przeszkadzało nam podczas jazdy… O zwykłych bawełnianych maseczkach nawet nie wspominaliśmy, bo nie ma o czym pisać. Próbowaliśmy, ale szkoda nam umieszczać aż tak negatywnej opinii w tym artykule. Kto próbował w nich jeździć to wie, że nie da się w ogóle oddychać.
Może Wy macie jakieś ciekawe opcje do polecenia? Dajcie znać w komentarzach tutaj lub na naszym fanpage Cyklopara.
Pozdrowelove! ❤️
Sam stosuję chusty buff. Mam dwie od różnych producentów. W obu jest całkiem dobrze, może to wynikać też z przyzwyczajenia po jeździe zimą. Jakby człowiek miał więcej pieniędzy, to mógłby kupić koszulkę rowerową i uszyć sobie z niej maseczkę. Koszulka Rogelli Hero jest zrobiona z bardzo oddychającego materiału, więc gdyby mieć właśnie z niej maseczkę, to byłaby to świetna wygoda 🙂
No tak, samemu można by zrobić maseczkę wręcz idealną, przez którą fajnie się oddycha i nie czuć jej na twarzy ?
Tak naprawdę większość nie nosi maseczki z powodu covida-19 a ryzyka dostania mandatu lub kary od sanepidu, mnie osobiście wkur…. maski, wystarczy że w pracy mam potężne zapylenie i muszę używać 2-3 maski na zmianę..No dobra muszę to takie głupie określenie, wole mieć na dworze byle jaką osłonę gęby z racji tępych polityków a w pracy nosze sam bo chce dłużej żyć.
Jeszcze jak jest w miarę zimno lub mocniej wieje to jeżdżę w kominiarce termoaktywnej, w chwili obecnej jestem w trakcie poszukiwać zasłonki,teraz przynajmniej widać kto dba o siebie i innych.
Już pomijam interwały w jakiejkolwiek osłonce, nie dość że człowiek jest: zgrzany,zlany potem i natychmiastowo potrzebuje świeżego powietrza to jakiś głupi palant wymyślił maseczki, które i tak nie chronią, ot afera antonowa wyszła na jaw..
Pozdrawiam Piotrze i Moniko.
No dokładnie. Maseczki w ogóle nam nie pomogą przed zarażeniem się tym wirusem, bo włazi też przez oczy. Więc jaki jest sens noszenia maseczek i to na rowerze – żaden. Też w nich jeździmy, żeby nie dostać mandatu i nie stresować się na trasie. Pozdrawiamy również!