Autor 11:06 Vox populi

Dopasowuj rower pod siebie, a nie pod innych

Jeżeli kupujecie swój pierwszy rower szosowy i odczuwacie jakieś bóle podczas jazdy, to warto eksperymentować. Nie słuchajcie się zabobonów, że im dłuższy mostek w szosówce tym lepiej!

Przyznajcie się. Ileż to razy słyszeliście od kolarzy na różnego rodzaju forach rowerowych, że mostek w rowerze szosowym musi mieć co najmniej 110 mm. Im dłuższy tym lepszy. Najlepiej jeszcze ustawić na negatyw. Bo tak! W przeciwnym wypadku będziecie mieli problem kontrolować rower lub będziecie wolniejsi o ileś tam sekund na danym odcinku trasy. Serio?

W tym artykule zwracam się przede wszystkim do osób, które mają w planach zakup swojej pierwszej szosówki lub właśnie jakąś zakupili. Powiem Wam tyle, nie ma co cierpieć tylko dlatego, że rower będzie wyglądał bardziej „pro”. Wielu pseudo „prosów” tak właśnie robi. Zaczynamy!

Pierwsza szosa i coś nie tak

Każdy nowo zakupiony rower powinien być odpowiednio ustawiony, zarówno pod Wasze ciało jak i preferencje. W moim przypadku, kiedy to wybieram rozmiar ramy 56 cm (z bardzo podobnym Reach), większość producentów montuje do swoich szosówek mostki od 110 do 120 mm. W chwili obecnej, kiedy to na tego typu rowerze spędziłem odpowiednio dużo czasu, nie widzę w tym nic złego. Jest mi wygodnie i z reguły nie muszę nic kombinować.

Jednakże chciałbym wrócić do zakupu mojej pierwszej poważnej szosy w życiu, jaką była Emonda SL 5 z rocznika 2018. Po dłuższej trasie, tak powiedzmy 70-80 kilometrów, miałem wrażenie że coś jest nie tak. Zdarzało się, że zaczynał mnie boleć kręgosłup i powrót do domu po takiej jeździe nie należał do przyjemnych. Na tamte czasy nie miałem jeszcze takiej nabytej wiedzy i doświadczenia jak w momencie powstawania tego artykułu. Też słuchałem się „ekspertów” z różnych forum rowerowych. Sądziłem, że wiedza takich osób jest wartościowa i rozumieją mój problem w przypadku jazdy szosówką. Jazdy czysto rekreacyjnej. Bez jakiegokolwiek wyścigowego zacięcia.

Muszę coś zmienić

Niestety. Dalej odpowiadano mi, że jak skrócę mostek to będę miał problemy ze stabilnością roweru w zakrętach, a jazda stanie się dużo bardziej niebezpieczna.

Pewnego dnia postanowiłem zaryzykować i coś zmienić. Nigdy nie byłem na tyle rozciągnięty i na tyle fit, by śmigać na mostkach dłuższych niż 120 mm (przy odpowiednim rozmiarze mojej ramy). No chyba, że zdecydowałbym się na krótszą tylko po to, by mój rower wyglądał bardziej „pro”. No ale według mnie nie o to chodzi w kolarstwie rekreacyjnym.

Krótszy mostek

Mam dość. Jazda na nowej maszynie z bardziej sportowym zacięciem nie dawała mi satysfakcji z jazdy na dłuższych dystansach. Kupiłem mostek o 2 cm krótszy od fabrycznego, lecz o takim samym kącie wzniosu.

Co się okazało? Problem z bólem kręgosłupa zniknął, nawet na tych dłuższych dystansach. Czy krótszy mostek zmniejszył moje bezpieczeństwo i kontrole nad rowerem podczas zjazdów czy mocnego pedałowania na prostej? Nic z tych rzeczy. Rower stał się delikatnie bardziej zwrotny, ale być może to był jedynie efekt placebo.

Całą tę sytuację opisywałem na swoim już dość starym filmiku na YouTube, który możecie obejrzeć poniżej. Film opublikowałem 15 lipca 2018 roku. Jeszcze jako Cycling Chief.

Zgadza się. Rower szosowy z krótszym mostkiem przestał wyglądać tak agresywnie jakbym sobie tego życzył. No ale dla mnie ważniejsza była wygoda niż wygląd, mimo tego że geometria tej ramy celowała bardziej w endurance niż race.

Wracam do fabryki

Po około 5 miesiącach regularnej jazdy postanowiłem wrócić do fabrycznego mostka – jeżeli nie pamiętacie, to był on dłuższy o 2 centymetry. Dlaczego? Zacząłem odczuwać to, że rower nagle staje się dla mnie troszkę za krótki i wolałbym się na nim nieco bardziej wyłożyć. Jak do tego doszło? Kręgosłup, jak i mięśnie przyzwyczaiły się do szosowej pozycji za kierownicą. Nie potrzebowałem do tego specjalnego treningu. Wystarczyła sama jazda na rowerze. Gdybym nadal jeździł na dłuższym mostku, to proces ten na pewno znacząco rozciągnąłby się w czasie.

Po powrocie do fabrycznego mostka stwierdziłem, że jednak to jest to. Robiłem dystanse powyżej 100 kilometrów i raz ponad 200 kilometrów podczas Brevet Szczebrzeszyn. Kończyłem wszystkie trasy z uśmiechem na twarzy i czerpałem niemały fun z jazdy. Na kolejne trasy wybierałem się nawet o 4 rano w zimie, by zdążyć przed pracą. To było to!

Czujesz, że coś nie tak?

Tak więc apeluję do Was moi drodzy! Jeżeli odczuwacie jakieś dziwne bóle po zakupie pierwszego roweru szosowego, bądź zmieniacie maszynę o geometrii endurance na geometrię typu race, to nie bójcie się eksperymentować. Nie zważajcie na to, jakie są wyznaczniki szosowego „prosa”. Jeżeli już będzie Wam wygodnie, to dopiero wtedy możecie podwyższać poprzeczkę i próbować czegoś nowego.

Oczywiście najlepszym rozwiązaniem już po zakupie roweru – o ile sprzedawca pomógł Wam dobrać odpowiedni dla Was rozmiar i geometrię ramy – jest tzw. bike fitting. Nie ukrywam, że nie jest to tani zabieg, jednakże jest bardzo skuteczny. Fajnie by było, aby osoba zajmująca się bike fitting’iem miała dobrą renomę. Nawet jedynie wśród Waszych znajomych i była także fizjoterapeutą.

To, co może Wam przeszkadzać w nowym rowerze, może okazać się drobnostką. Na przykład źle ustawione bloki w butach zatrzaskowych, za daleko odsunięte siodełko czy jego nieprawidłowy kąt. U mnie był to mostek. Jego długość. Tylko ze względu braku doświadczenia w jeżdżeniu na szosówce. Nie byłem odpowiednio rozciągnięty.

Pozdrawiam!

(Visited 5 242 times, 2 visits today)
Close