Sylwester na sali – odhaczone. Sylwester ze znajomymi na domówce – odhaczone. Sylwester samotnie w domu pod kocem – odhaczone. Sylwester na rowerach? Tego jeszcze nie było !
Skąd taki pomysł?
Piotr kiedyś podczas jednej z wielu naszych rozmów wspominał, że chciałby spędzić nietypowego sylwestra i ma na niego jakiś plan. Zapytałam więc, jaki jest jego pomysł na uczczenie tego wyjątkowego dnia w roku. Odpowiedział, że jego marzeniem jest spędzić Sylwestra tylko we dwoje na rowerach. Długo nie musiał mnie namawiać.
Wybór trasy – Monika przewodnikiem
Jako, że Sylwestra mieliśmy spędzić w Brzegu, w mojej gestii pozostało opracowanie trasy jaką będziemy jechać. W planach napewno miało się znaleźć miejsce na mały pokaz fajerwerek oraz nutkę romantyzmu. Długo zostanawiałam się gdzie jechać. Wybór finalnie padł na poboczną trasę wzdłóż Odry. Wystartowaliśmy przed północą, by na spokojnie dojechać w jakieś ustronne miejsce z widokiem na miasto. Po około 5 km dojechaliśmy do skwerka nad rzeką, gdzie przygotowaliśmy się do przywitania Nowego Roku.
Kiedy wybiła godzina 0:00 złożyliśmy sobie życzenia i wypiliśmy symbolicznie po lampce szampana. Po odpaleniu fajerwerek (przy których było niemało śmiechu) wyruszyliśmy w dalszą trasę. Mogę dać jedną radę początkującym odpalaczom fajerwerek – „odpalajcie i spier***ajcie”.


Wracając do trasy – po opuszczeniu bezdroży kierowaliśmy się w kierunku Kościerzyc, gdzie podążając ścieżką rowerową dotarliśmy do miejscowości Pisarzowice. Z tamtąd zakręciliśmy w kierunku Brzegu, gdzie przejeżdżając przez rynek zatrzymaliśmy się na kilka noworocznych fotek. Zrobiliśmy łącznie jakieś niecałe 20 km, ale to nie o dystans nam chodziło a o wspaniałe wspomnienia, które pozostaną w naszych pamięciach na zawsze.
Jaki Nowy Rok taki cały rok?
Następnego dnia obudził nas straszny kac, nie był to zwykły kac a kac rowerowy.
Po niedługim namyśle postanowiliśmy, że nie będziemy siedzieć w domu. Nie chcieliśmy wracać po nocach, więc około godziny 13 wyruszyliśmy w trasę. W planach była luźna przejażdżka w terenie. Pojechaliśmy tym razem w drugą stronę. Celem był przyleski lasek, do którego trzeba było dojechać jakieś 10 km. Nie jest on może jakiś szczególnie duży (w porównaniu do biłgorajskich lasów Piotrka), ale ma swój klimacik. Przed wjazdem do lasu nie zabrakło również miejsca na kilka instagramowych fotek.



Przejechaliśmy las głównie drogami przeciwpożarowymi. Było dość chłodno, bo temperatura oscylowała w okolicach 0 stopni. Jechaliśmy podziwiając spokój otaczającej nas przyrody. I wiecie co? Trzeba mieć szczęście, żeby akurat w tym momencie, kiedy drogę przebiegła nam sarenka spojrzeć w dół na swoje obłocone nogi. Usłyszałam tylko głos Piotrka „Monia, widziałaś?”. Kiedy popatrzyłam przez siebie, to widziałam już tylko drogę i błoto…
Droga powrotna prowadziła nas głównie asfaltami. Zbliżał się wieczór i musieliśmy założyć na siebie dodatkowe warstwy, bo zrobiło się dosyć chłodno. Po raz kolejny uratowały nas przeciwdeszczówki z Decathlonu. Możemy je śmiało polecić. Piotr testował ją także podczas jazdy w deszczu – po 2 godzinach, warstwy które miał pod spodem były suche.
Kiedy dotarliśmy do domu, nasze stopy i dłonie były trochę przemarznięte – niestety zawsze mam z tym problem. Coraz częściej zastanawiam się nad kupnem zimowych butów, bo wszelkie inne opcje mi nie pomagają. Na rozgrzewkę strzeliliśmy sobie po kubeczku grzanego winka i krążenie od razu wróciło do normy.

A Wy jak spędziliście Sylwestra? Lubicie ten dzień spędzać bawiąc się do białego rana na sali czy może tak jak my, wolicie zrobić coś nieszablonowego, co zapamiętacie do końca życia? Dajcie znać w komentarzach.
Pozdrowelove!