Wreszcie po tygodniu różnego rodzaju obowiązków zarówno prywatnych, jak i tych służbowych, wybrałem się z Moniką na nieco ponad 70 kilometrową trasę w kierunku Strzelina. Mimo nieprzyjemnego wiatru w twarz w tamtym kierunku i tygodniowym odstawieniu rowerów, jechało nam się bardzo przyjemnie. Niestety do czasu, aż wjechaliśmy do samego Strzelina.
Okoliczności wypadku
Większość z Was kto na co dzień jeździ samochodem wie, że 1 czerwca 2021 roku wszedł w życie nowy przepis ruchu drogowego doprecyzowujący pierwszeństwo pieszego na przejściu dla pieszych. Ja osobiście jestem w trakcie zdawania egzaminu na prawo jazdy, więc także jestem na bieżąco. Mało tego. Instruktorzy i egzaminatorzy są na to teraz tak wyczuleni, że jazda samochodem po mieście bez sygnalizacji świetlnej to teraz jeden wielki start i stop. Niestety duża część naszego społeczeństwa tak interpretuje ten przepis, że co by się nie działo to bez zachowania szczególnej ostrożności pchają się bez patrzenia z chodnika na przejście dla pieszych.
Tak też było w naszym przypadku. Jechałem tuż za Moniką z prędkością około 23 km/h. Tak więc szału nie było. Może i dobrze się stało. W pewnym momencie, chyba niecałe 1,5 metra przed Moniką na przejście dla pieszych wtargnęły dwie starsze panie po 60-tce. Monika ostro zahamowała obydwoma hamulcami. Ja natomiast – by jej nie stratować swoją masą – skręciłem kierownicę maksymalnie w prawo by ją ominąć (bo z lewej strony za mną jechał samochód) i wylądowałem plecami na kancie krawężnika. Do tych dwóch bezmyślnych pań na pasach zostało mi jakieś 10 centymetrów. Wyrobiłem się, ale za to jakim kosztem…
Wszystko skończyło się zdartym łokciem, mocno ubitym nadgarstkiem i plecami. Miałem niemałe problemy z oddychaniem po upadku, ale dziś jest już znośnie. Tak więc nie mam pękniętego żebra. Było blisko, bo ostry kant krawężnika zrobił swoje z moją łopatką. Pod wpływem adrenaliny dojechałem jeszcze 30 kilometrów do Brzegu kierując tylko lewą ręką. Monika chciała załatwiać transport, ale mi nie chciało się już czekać.
Szanujmy siebie i innych
Zarówno mój instruktor, jak i chyba każdy kierowca wie, i widzi niosące ze sobą niebezpieczeństwo po ostatnich zmianach w ruchu drogowym. Nie bez powodu w telewizji widzimy od pewnego czasu reklamy informujące pieszych, by zachować na przejściach dla pieszych tzw. szczególną ostrożność. Nie wspomnę o tym, że nadal zabrania się pieszym wchodzenia bezpośrednio przed jadący pojazd.
Cieszę się, że upadek nie skończył się jakimś złamaniem, a nie daj Boże uszkodzeniem mojej karbonowej szosy hehe. Gdybym ją zarysował lub zauważyłbym jakieś pęknięcie, to od razu wzywałbym policję na miejsce zdarzenia. Ja chwilę po upadku byłem jeszcze w szoku, lecz Monika powtórzyła mi, co powiedziały do niej te dwie Panie po 60-tce:
„Trzeba uważać jak się jeździ rowerem”
Gdybym to ja usłyszał w tamtym momencie, to… Zresztą nieważne, wiecie zapewne co bym zrobił. Zapewne tak jak każdy z Was.
W jakich czasach żyjemy
Mój upadek z perspektywy Moniki wyglądał dość spektakularnie, gdyż ponoć obróciłem się w powietrzu. No dobrze, super. Do czego pijesz? Nikt nie zainteresował się mną leżącym na ulicy, oprócz Moniki. Dwie 'rozsądne’ panie po 60-tce przeszły sobie przez przejście dla pieszych, rzuciły komentarz i poszły w siną dal. Samochody natomiast po prostu omijały nas na przejściu dla pieszych. Sam po chwili podniosłem się by nie tamować ruchu na ulicy, zniosłem rower na chodnik i usiadłem przy płocie jakiegoś domu.
Na prawdę nie wiem do czego do doszło. Czy tylko w Polsce każdy ma każdego daleko gdzieś i martwi się tylko o siebie? Gdyby jednak coś mi się stało i po chwili przyjechałaby karetka, to nagle zebrałaby się niemała grupa tzw. gapiów. Nie rozumiem takiego zachowania.
Sprawdź rower po upadku
Po szybkich oględzinach roweru zaraz po upadku, na drugi dzień zaniosłem rower do swojego „warsztatu” i gruntownie sprawdziłem ramę pod kątem ewentualnych pęknięć. Odkręciłem również wszystkie śrubki jakie tylko były i dokręciłem je z odpowiednią siłą. W przypadku mojej szosówki w zupełności wystarcza mi klucz dynamometryczny 4Nm i 5Nm.
Przy okazji wycentrowałem przednie koło, które przyjęło całą moją masę przy upadku. Oprócz owijki i lewej klamkomanetki nic więcej nie ucierpiało. Uff.
Podsumowanie
Niestety. Czasami są takie sytuacje, na które nie mamy wpływu. Co z tego, że my będziemy uważać. Kiedy jeździmy rowerami to i tak staramy się myśleć w ten sposób, że ktoś może nam wymusić pierwszeństwo. Czy to na przejeździe rowerowym czy na zwykłym skrzyżowaniu.
Chodząc na spacery nigdy nie pchamy się pod koła samochodom i nie wychodzimy w ostatniej chwili. Czekamy cierpliwie, aż kierowca zatrzyma się i wtedy dopiero wchodzimy na przejście dla pieszych. Dbamy o swoje zdrowie i Wy również dbajcie. Pamiętajcie – na cmentarzu leży bardzo dużo osób, które miały pierwszeństwo
Pozdrower!