Zdarza Wam się czasami pomimo tego, że obok znajduje się ścieżka rowerowa jechać po ulicy? Z pytaniem zwracam się głównie do kolarzy szosowych. Na mtb czy crossie wszelkie nierówności nie są tak bardzo odczuwalne jak na kolarzówce. Wiadomo, my mamy dużo cieńsze opony i nie mamy amortyzatorów.
Patrząc na nasze polskie drogi to niektóre ścieżki rowerowe zostały zaprojektowane przez osoby, które prawdopodobnie nigdy nie jechały na rowerze szosowym. Czasem wydaje mi się, że nie jechały na żadnym rowerze. Większość takich ścieżek, po których jeździmy posiada albo kilkucentymetrowe krawężniki, albo co chwilę pojawiają się zjazdy i wjazdy do posiadłości.
Bezpieczeństwo
Szczerze? Należę do osób, które nie łamią przepisów, ale nie raz w tym przypadku zdarzyło mi się jechać normalnie ulicą, bo jazda tego typu ścieżkami odbierała mi całą radość z treningu. Cóż to za przyjemność co chwilę zwalniać i patrzeć, czy przejeżdżając przez jakieś skrzyżowanie DDR-ki z ulicą kierowca nas dostrzeże i będzie pamiętał o tym, że mamy pierwszeństwo. Często zdarzało mi się, że dochodziło do jakichś zgrzytów z kierowcami, czego jeszcze ani razu nie uświadczyłam jadąc ulicą. Tam czuję się bardziej bezpiecznie. Oczywiście, kiedy jadę szosówką to wybieram te mniej zatłoczone i mniej niebezpieczne ulice.
Chodzi mi tu także o bezpieczeństwo. Sami powiedzcie, czy bezpiecznie jest jechać ścieżką rowerową, gdzie co chwilę mamy bramy wyjazdowe z posiadłości i liczymy na to, że ktoś nas zauważy nadjeżdżających zza rogu? Co z tego, że mamy pierwszeństwo? Na szosówce mało kiedy jedziemy wolniej niż 20 km/h, więc osoba wyjeżdżająca z takiej posiadłości (najczęściej tyłem) ma nikłe szanse zareagować. Czeka na nas wtedy spotkanie z blachą samochodową. Lepiej wtedy złamać prawo i zjechać na ulicę (i być może otrzymać mandat), czy jechać po takiej ścieżce z sercem na ramieniu?
Dbam o swój rower
Poza tym szkoda mi roweru – bo podczas takich ciągłych wjazdów i zjazdów niszczymy nasze maszyny. Przede wszystkim koła. Piotrek zawsze krzyczy na mnie, kiedy jedziemy ulicą a obok jest zjazd na ścieżkę. Zauważyłam, że nie jest to problem pojedynczych osób, a szerszego grona kolarzy szosowych. Tu nie chodzi o to, że nie przestrzegając zasad czujemy się jacyś lepsi. Jazda przez dłuższy czas po takich ciągłych nierównościach sprawia, że na rowerze bez amortyzacji całe nasze ciało czuje uderzenia – szczególnie nadgarstki. Dostają także stopy – każdy zna to uczucie, kiedy w butach SPD ze sztywną podeszwą nagle wjeżdżamy chociażby na kiepskiej jakości kostkę brukową.
Ja akurat jeżdżę na niższym ciśnieniu w oponach dla komfortu. Jeżeli nie uda mi się podnieść – przede wszystkim – przedniego koła przed takim wystającym krawężnikiem, to tzw. snakebite jest nieunikniony. Piotr już dwa razy miał taką sytuację. Teraz pakuje w opony prawie że maksymalne ciśnienie.
Ścieżka ścieżce nierówna
Jeżeli ścieżki rowerowe wyglądałyby np. tak j jak u naszych zachodnich sąsiadów to myślę, że nie byłoby problemu z rowerzystami na ulicach. Przecież na ścieżkach powinno być bezpieczniej! Do dziś doskonale pamiętam jak jechaliśmy na naszym pierwszym zgrupowaniu w Międzyzdrojach. Po niemieckiej stronie piękne asfalty prowadziły nas praktycznie do samego truskawkowego miasteczka. Od czasu do czasu pojawiały się progi zwalniające na ścieżce przy tych bardziej niebezpiecznych jej fragmentach – to już jestem w stanie zrozumieć i jak najbardziej popieram.
Kiedy jeżdżę z Piotrem to trafiamy zarówno na te bardziej, jak i mniej przemyślane ścieżki rowerowe. W niektórych przypadkach niestety nie jesteśmy w stanie obrać inaczej naszej trasy i musimy jechać po takim tworze rowerowym. Zdarza się, że Piotr męczy się na takiej ścieżce, a ja jadę sobie po ulicy.
Jak to wygląda u Was?
Pozdrowelove!