Autor 09:13 Opowieści 4 komentarze

Czego nie lubimy w sklepach rowerowych

Dziwne i niemiłe zachowania sprzedawców w sklepach rowerowych. Wciskanie roweru na siłę i traktowanie klientów jak kretynów.

Przechadzając się ostatnimi czasy po wielu sklepach rowerowych czy to we Wrocławiu, czy w Opolu, spotkaliśmy się z wieloma dziwnymi zachowaniami sprzedawców. O ile śledzicie nasz fanpage to wiecie, że szukam swojego nowego roweru szosowego. Wchodząc z Moniką to każdego sklepu nie wspominaliśmy, że prowadzimy bloga rowerowego i że mamy niemałą wiedzę na temat rowerów szosowych. Za wyjątkiem jednego sklepu, gdzie sprzedawca nas rozpoznał – było nam bardzo miło.

Jak myślicie? Jakie były tego skutki? Poniżej przedstawię Wam kilka zachowań sprzedawców z odwiedzonych przez nas sklepów rowerowych. W niektórych przypadkach nie tylko nas irytowały, ale mieliśmy chęć opuszczenia sklepu. No to zaczynamy!

Ględzenie o życiu prywatnym

Jeden sprzedawca skutecznie zanudzał nas rowerowymi opowieściami z jego życia prywatnego. Pytam o dany rower jaki ma wkład suportu, czy piasty są na łożyskach maszynowych, to na szybko mi odpowiadał i znów wplatał w rozmowę jakieś anegdotki. Serio? Kiedy chciałem w końcu zmienić temat, wchodziłem mu specjalnie w słowo – ten na chwilę zamknął usta by po chwili kontynuować swoje opowieści.

Nie wiem. Może sprzedawca ten nie miał żadnych znajomych? Może za dużo czasu spędził na kwarantannie? Jak patrzyłem na Monikę, to pod maseczką widać było, że już ziewa. Najlepsze było to, że jak już powoli robiliśmy małe kroczki by wyjść ze sklepu, to sprzedawca przechodził do przodu, odwracał się do nas i znów coś opowiadał. Nie róbcie tego! Do widzenia!

Brak zainteresowania klientem

Jedną z najlepszych sytuacji była nasza wizyta w jednym z wrocławskich większych sklepów rowerowych. Wchodzę z Moniką do sklepu. Co widzę? Chyba z 5-ciu pracowników (nie będę tutaj mówił ile kobiet, a ile mężczyzn, żeby ktoś nie skojarzył o który sklep mi chodzi). Jeden pracownik składa nowy rower wyjęty z pudełka. Drugi siedzi sobie przez komputerem. Trzeci przechadza się po sklepie, a czwarty z piątym układają coś na pułkach sklepowych.

Wiecie jak wyglądała nasza wizyta? Przeszliśmy się po sklepie, obejrzeliśmy co jest na stanie. Żaden sprzedawca w ogóle nie zwrócił na nas uwagi, mimo że staliśmy tuż obok, a ja rzuciłem nawet jakiś mądry komentarz na temat karbonowej szosy, która była składana przez jednego pracownika. Krzyknęliśmy „do widzenia!” i wyszliśmy. Nikt nam nawet nie odpowiedział.

Serio? Wydaje mi się, że powinniście zatrudnić jeszcze co najmniej 2 albo i nawet 3 bierne osoby, które będą w Waszych firmowych koszulkach robić sztuczny tłum w sklepie. Dodam, że oprócz nas nie było ani jednego klienta. Na pewno do Was nie wrócimy!

Ten klient wygląda na kretyna!

Ta sytuacja mocno mnie rozbawiła. Po oczach Moniki widziałem, że również. Kiedy przyszliśmy z zapytaniem o konkretny model roweru szosowego, sprzedawca zabrał nas do drugiego pomieszczenia gdzie stały rowery. Od podstaw tłumaczył nam czym jest rower szosowy. Czym różni się od gravela, dlaczego główka ramy jest taperowana, czemu warto mieć dwa rowery itd. Pytam go o model, którego akurat nie było na sklepie: „Czy wkład suportu jest na Press Fit czy jednak Hollowtech II?”. Oczywiście otrzymałem wykład czym się różni wkład suportu na kwadrat, Octalink, itd.

Nasuwa się pytanie… Dlaczego sprzedawca traktuje klienta jak osobę, które nie ma zielonego pojęcia o świecie kolarstwa? Czy musiałbym następnym razem przyjechać z Moniką samochodem, ale do sklepu wejść w stroju kolarskim? Przecież wystarczyło zapytać o moje doświadczenie. Skoro sprzedawca robił mi takie wykłady to stwierdziłem, że posłucham co ma do powiedzenia. Będzie to idealny materiał na artykuł na blogu.

Nie poczułem się jakoś specjalnie obrażany przez tego sprzedawcę, że nie znam się kompletnie na rowerach, ale niejedna osoba zapewne by się tak poczuła. Mimo tego, że oferował mi niemałe rabaty na rowery z rocznika 2020, to i tak nie chciałbym pojawić się tam drugi raz.

Droższy, ale dużo lepszy. Weź Pan na raty!

Przychodzę z pytaniem o rower szosowy endurance do około 5000-5500 zł na hamulcach tarczowych. Będzie to mój jedyny rower, więc nie chcę typowych szosowych hamulców typu cantilever. Tłumaczę sprzedawcy, że interesuje mnie wygodna geometria, rama aluminiowa, pełny karbonowy widelec i wspomniane wyżej hamulce tarczowe. Spodobał mi się jeden model na żywo, który miałem w planach zakupić, ale…

Co robi sprzedawca? Zaczyna wciskać mi na siłę szosowe wyścigowe modele karbonowe na hamulcach cantilever z rocznika 2018-2019. Wiadomo dlaczego. Za długo już kurzyły się w jego sklepie. Mało tego, cena tych rowerów nawet po rabatach, które mi oferował, oscylowały w granicach 6500-8000 złotych. Powiedziałem, że mój budżet to maksymalnie 5000 zł już po rabatach, na co sprzedawca do mnie:

No to krótka piłka. Jak Pana nie stać, to mamy ofertę ratalną od 0.5 do 1% miesięcznie. Polecam z nich skorzystać. Zapłaci Pan około 1000-1500 zł więcej za rower, ale to i tak malutko.

Sprzedawca do mnie

Swoją drogą przecież szukam geometrii endurance, a sprzedawca wymienia mi same zalety jazdy na ramie wyścigowej. Wielokrotnie wspominał również, że jest mniej wygodnie, ale będę szybszy itd. Kiedy zmieniałem temat i chciałem się coś dowiedzieć o tańszym rowerze który zobaczyłem w sklepie, to ten znów skupiał moją uwagę na drogim modelu karbonowym. W ogóle mnie nie słuchał. Szkoda jeszcze, że nie wciskał mi złego rozmiaru ramy – bo często i tak bywa w sklepach rowerowych.

Podsumowując

Tyle dziwnych zachowań sprzedawców w sklepach rowerowych we Wrocławiu i Opolu, a tylko niecałe dwa dni odwiedzin. Z chęcią wybierzemy się do kolejnych sklepów i porównamy ich podejście do klienta.

Być może będziemy również robić swego rodzaju recenzje sklepów rowerowych? Chcielibyście coś takiego zobaczyć na naszym blogu? Konkretny sklep i konkretna opinia Cyklopary.

Pozdrawiamy!

(Visited 428 times, 1 visits today)
Close