Z jakimi rowerami rozpoczynaliśmy nasze przygody z kolarstwem już wiecie, ale jak zmieniała się nasza stylówa jeżeli chodzi o ubiór? Ten artykuł będzie pisany wspólnie, ale najpierw zacznijmy ode mnie ?
Jeżdżę w tym co mam
Zacznijmy, że moje pierwsza stylówka, jeżeli chodzi o jazdę na rowerze była – żadna. Z racji tego, że wszystkie moje ubrania sportowe miałam do biegania to w nich właśnie zaczynałam jeździć. Nie miałam wtedy ani kasku, ani okularów przeznaczonych do kolarstwa. Jeździłam w zwykłych butach sportowych z twardą podeszwą. Wyglądałam swego czasu jak typowa Grażynka kolarstwa.



Moja pierwsza koszulka rowerowa została zakupiona w jedynym sklepie sportowym jaki można znaleźć u mnie w Brzegu. Był to podstawowy model z kieszonkami z firmy Hi-Tech – nie pamiętam dokładne jej ceny, ale na pewno wartość nie przekroczyła 60 zł. Po pewnym czasie do kompletu dokupiłam podstawowy model spodenek z wkładką z Decathlonu. W tamtym czasie nawet nie chciałam myśleć o modelu z szelkami – uważałam, że będę się tylko dodatkowo pocić przez ich wyższy stan oraz że będę wyglądać w nich dziwnie. Nie mówiąc już o ewentualnej potrzebie załatwienia potrzeby fizjologicznej w terenie.
Oko w oko z.. muchą
Pewnego razu jadąc gdzieś na otwartej przestrzeni do wpadła mi do oka mucha – myślałam, że się zapłaczę. Pomyślałam wtedy, że muszę sobie sprawić okulary, bo tak się jeździć nie da. Wybór ponownie padł na te podstawowe – oczywiście z Decathlonu. Wiele osób twierdzi, że okulary stricte kolarskie to zbędny luksus. Chyba nigdy nie dostali owadem w oko lub kamieniem wystrzeliwanym spod kół wymijających nas na ulicy aut.
Kask ma blask (#kaskmablask)
Jeżeli chodzi o kask, to troszeczkę minęło zanim postanowiłam go kupić. Tak naprawdę do zakupu zmusiły mnie testy Giant Liv, które odbywały się w Strzelinie. Przymierzałam się wtedy do zakupu swojej pierwszej szosy, a jednym z wymogów jaki trzeba było spełniać by wziąć w nich udział było posiadanie własnego kasku ⛑️
Zastanawiałam się kiedyś nad jego zakupem, ale przy kilometrach jakie wtedy przejeżdżałam stwierdziłam, że nie jest mi on niezbędny. Drugim problemem jaki miałam to jego rozmiar. W sklepach w Brzegu nie mieli na mnie rozmiaru, a pan sprzedawca w jednym ze sklepów wyciągnął mi kaski dla dzieci z kolorowymi grafikami. Rozumiecie więc moją niechęć, prawda?



Postanowiłam, że sprawdzę jeszcze sklepy sportowe w Opolu. Udałam się do Martes Sport, gdzie znalazłam jedyny pasujący na moją głowę model Panoma firmy Alpina.
Szelki nie są takie złe
Po zakupie kasku zaczynałam już bardziej przypominać kolarkę i co ciekawe – zaczęło mi się to podobać. Kiedy miałam już w swoim posiadaniu szosę, po mojej pierwszej dłuższej przejażdżce zaczęłam zastanawiać się nad kupnem lepszych spodenek – i tutaj powrócił mój wcześniejszy problem związany z szelkami. Sprzedawca w sklepie, wymienił mi szereg zalet tego kroju i postanowiłam ze spróbuję… Zakupiłam jeden z droższych modeli Nalini (które posiadam do dziś) i nie żałuję. Komfort jazdy zwiększył się diametralnie a szelki? Zapomniałam o nich po godzinie jazdy.
Jeden strój to za mało
I tak to się zaczęło… później zaczęłam kupować to coraz więcej odzieży z przeznaczeniem do kolarstwa. Pojawiało się coraz to więcej koszulek, spodenek, skarpetek, okularów… W tamtym roku postanowiłam sprawić sobie nowy kask – tym razem szosowy, który w połączeniu z moimi okularami od Siroko sprawił, iż (jak to mówi Piotr) wyglądam bardziej Pro. Nawet sama sobie zaczęłam się bardziej podobać. Jest różnica, prawda?



Oddaję teraz głos Piotrowi, bo jego historia jest równie ciekawa i nieco różni się od mojej. Na pewno ma bardziej kompromitujące fotki (sam tak twierdzi).
Typowy janusz kolarstwa
Hejka! Skoro Monia poprosiła mnie o dopisanie kilka słów od siebie, to nie pozostaje mi nic innego jak opowiedzieć Wam o progresie związanym z moją rowerową stylówą. Podobnie jak Monika, kiedy kupiłem swój pierwszy rower to jeździłem w zwykłych sportowych ubraniach. Zwykła luźna koszulka, często bawełniana. Wystarczyło tylko kilka kropel potu, a kleiła się do mnie jak guma do buta. Do tego krótkie luźne spodenki, które na nogawkach zwijały mi się w rulonik już po kilometrze jazdy w terenie. Co chwilę musiałem stawać na pedałach rowerowych i wyciągać je sobie z pachwin i tyłka. Mocno mnie to irytowało.



Kask jest wieśniacki!
Wtedy twierdziłem, że kask jest – mówiąc potocznie i nie obrażając nikogo – wieśniacki. Kiedy mijałem kogoś jadącego w kasku, to śmiałem się pod nosem. Przez większość swoich tras nie miałem nic na głowie. Tylko od czasu do czasu zakładałem stylową kaszkietówkę.



Swój pierwszy kask (MET Lupo) kupiłem nie przez jakieś obawy przed ewentualną wywrotką i uszkodzeniem sobie głowy, lecz tak po prostu, aby mieć. Kask kupowałem w ciemno przez Internet i trafiłem idealnie. Nic mnie nie uwierało. Co raz częściej zakładałem go na swoje wypady rowerowe. Od kiedy zacząłem jeździć rowerem szosowym, to kask miałem na głowie przez cały czas. Powyżej znajdziecie kilka moich fotek z tamtego okresu. Tak, to nadal moje lekkie MTB.
Strój kolarski z prawdziwego zdarzenia
Początkowo – co możecie przeczytać w innym naszym artykule – miałem ogromne obawy co do jazdy w spodenkach kolarskich z wkładką. Wkładki jako tako się nie bałem, lecz wstydziłem się jeździć bez bielizny. Pewnego czasu postanowiłem spróbować i od Rogelli kupiłem sobie luźne spodenki MTB z wyciągalną wkładką w postaci bokserek.
Polubiłem to, nie przeszkadzało mi to i z czasem nabrałem ochoty na zakup swojego pierwszego pełnego kompletu kolarskiego – spodenki plus koszulka. Wybór padł na markę Berkner, gdzie stroje produkowane były na zamówienie. Od tamtej pory już ani razu nie wyjechałem – nawet do lasu – bez stroju kolarskiego.



Strój taki idealnie przylega do ciała, nie podwija się, nie krępuje ruchów, jest mocno przewiewny i bardzo dobrze odprowadza pot. Dodatkowo wkładka kolarska – minimalnie, ale jednak – pochłania drgania i możemy komfortowo (siedząc na siodełku) pokonywać większe dystanse. Bez wkładki chwila moment i mamy poobcierane pośladki czy uda.
Fluo ponad wszystko
Fajnie mieć jakąś pasję, której poświęcamy praktycznie cały swój wolny czas. W moim przypadku tą pasją jest kolarstwo rekreacyjne. Lubię wydawać na tę pasję wiele ze swoich zaoszczędzonych pieniędzy. Od pewnego czasu uwagę przykładam nie tylko na to, by mieć sprawny i czysty rower, lecz także na swoją stylówę. Staram się, aby wszystko do siebie pasowało. Jak widzę coś nowego w tej kolorystyce na rynku odzieży kolarskiej, to wpisuję tę rzecz od razu na listę tych bardziej potrzebnych.


Czerń połączona z elementami zielono-żółtego fluo (i na odwrót) to jest to, co kocham. W swoim gravelu również przeprowadziłem kilka zmian, abyśmy do siebie pasowali. Nie będę wspominał znów o kwestiach związanych z bezpieczeństwem na drodze, o których pisałem tutaj, no ale wątpię by jakikolwiek kierowca w obecnej stylówie nie zauważył mnie jadąc ulicą. Nawet przez mocno zacienione miejsca.
Fakt, teraz częściej uprawiam szosowe kolarstwo rekreacyjne niż górskie, jednakże wybierając się w teren moja stylówa w ogóle nie odbiega od tej, którą widzicie na ostatnich dwóch zdjęciach.
Pozdrowelove!