Czy tak samo jak my czekaliście z utęsknieniem aż zostaną zniesione zakazy i będzie można wsiąść w końcu na rowery? Co prawda informacje na temat tego czy można jeździć czy nie były sprzeczne i wywoływały wiele kontrowersji to my postanowiliśmy zrobić przerwę i przeczekać ten okres w domu.
W końcu nastał ten dzień, kiedy to termometry wskazywały 20 stopni na plusie – bez wahania wyciągnęliśmy maszyny i pojechaliśmy szukać przygód.
Może jakaś nowa trasa?
W zamyśle była wyprawa prowadząca nas głównie przez tereny leśne i łąkowe. Od kilku dni koczowałam na mapach Google by wybrać coś ciekawego. Znalazłam! Postanowiłam, że zabiorę nas w okolice Stobrawskiego Parku Krajobrazowego. Stwierdziłam, że przy okazji przetestuję mój nowy licznik, który ma opcje nawigacji w połączeniu z aplikacją na telefonie. Cel Stobrawa – jedziemy!
Początek trasy dość dobrze znany
Przejażdżkę zaczęliśmy dość dobrze znaną trasą wzdłuż rzeki Odry. Jeżeli czytaliście nasz sylwestrowy wpis to znajdziecie tam kilka fotek z tamtych rejonów. Większość drogi do Stobrawy pokonaliśmy wałem przeciwpowodziowym. Jeżeli chodzi o nawigację to do tego momentu było OK. Schody zaczęły się nieco później…
To tutaj?
Dojechaliśmy! W Stobrawie musieliśmy znaleźć wjazd do Parku. Wiedziałam mniej więcej jak się kierować – „mniej więcej” to słowo klucz. Po spoglądnięciu na mapę okazało się, że należy cały czas jechać prosto. I tak też było – po przejechaniu około kilometra znaleźliśmy się w lesie na drodze przeciwpożarowej.
Myślałam, że to będzie właśnie ta odpowiednia ścieżka. Niestety – po przejechaniu jakiś 5 km wyjechaliśmy na asfalt. Patrząc na mapę widać wyraźnie, że jest możliwość przejechania całej pętli przez las. Rezerwat miał się połączyć z dobrze znanym mi lasem w Lubszy. Niestety w rzeczywistości zbłądziliśmy, a nawigacja wcale nam nie pomogła. Jak się później okazało tego dnia były akurat problemy z mapami i nawigacje (w tym moja) żyły własnym życiem.
Jedziemy na Lubszę
Wiedzieliśmy już że z leśnej wycieczki nici, jeżeli chodzi o Stobrawski Park Krajobrazowy. Zostało nam kierować się drogami asfaltowymi na Lubszę i tam zjechać do lasu, który dobrze znamy. I tak też zrobiliśmy. Niestety nie obyło się bez przygód. Nie wzięliśmy nic do jedzenia na trasę i Piotra po 40 km zaczęły łapać bolesne skurcze. Widziałam, że jest nieciekawie, bo jak zawsze dopisuje mu humor na trasie tak tym razem przestał się w ogóle odzywać…
Dojechaliśmy do domu
Po powrocie do domu i uzupełnieniu płynów, i cukru doszliśmy do siebie. Na szczęście skurcze odeszły w zapomnienie. Mamy nauczkę, by następnym razem nawet na krótką trasę mieć coś słodkiego w kieszonce.
Zrobiliśmy łącznie 55 km, z czego większość trasy prowadziła nas przez teren. Jak się później okazało pobłądziliśmy w pewnym miejscu – wystarczyło skręcić w jedną ścieżkę aby nasza wycieczka odbyła się zgodnie z planem. Ale kto to wiedział? Na pewno wybierzemy się w te rejony jeszcze nie raz, więc naprawimy nasz błąd.
Pozdrowelove! ❤️
Warto mieć zawsze ze sobą kawałek gorzkiej czekolady, albo tabletkę z magnezem czy też na stałe jakiś batonik 🙂
Od tej wycieczki wozimy zawsze cos słodkiego ze sobą 🙂 Jak narazie skurcze Piotrka nie łapią i oby tak zostało 🙂