Znacie to uczucie, kiedy to macie w zamiarze pokręcić na rowerze, szykujecie ciuchy, wszystko jest gotowe – budzicie się następnego dnia i co? Za oknem wiatr tak wieje, że o mało co głów nie urywa… Wiem, że prawdziwi kolarze nie boją się pogody, ale biorąc pod uwagę liczne przeziębienia, z którymi borykał się Piotr tegorocznej zimy nie chcieliśmy ryzykować. Co więc zrobiliśmy z wolną sobotą?
A może tak pojedziemy do Zwierzyńca?
W ten weekend przyjechałam do Biłgoraja swoim autem. Korzystając więc z tej okazji wybraliśmy się w sobotę do Zwierzyńca. Piotr dobrze zna te tereny, gdyż jest to miejscowość przez którą prowadzi jego jedna z najczęściej wybieranych tras rowerowych.
Będąc na miejscu stwierdziliśmy, że podjęliśmy bardzo dobra decyzję. Pomimo słońca i wiosennej temperatury wiał bardzo zimny i mocny wiatr. Z tego też względu spacer zaczęliśmy od wejścia w głąb lasu.
Odcinek leśnej ścieżki miał około 1 km i prowadził do pierwszej atrakcji – Kościołu na wodzie. W lesie gdzieniegdzie na małych odcinkach leżał jeszcze śnieg. Spacerowaliśmy spokojnie chłonąc widoki i rozkoszując się świeżym leśnym powietrzem.
Piotrek zaprowadził mnie nad stawy Echo w Roztoczańskim Parku Narodowym. Niestety po ostatnim lecie wody w zbiorniku ubyło przez co mogliśmy wejść na teren, gdzie kiedyś piasek był zalany. Postaliśmy w słoneczku, porobiliśmy kilka fotek, wiecie jak było fajnie?
Zwierzyniec przyjazny rowerzystom
Idąc dalej wkroczyliśmy na szlak Green Velo. Słyszeliście o nim kiedyś? Jest to odcinek liczący łącznie ponad 2000 kilometrów. Szlak prowadzi nas przez pięć województw wschodniej Polski (warmińsko-mazurskie, podlaskie, lubelskie, podkarpackie i świętokrzyskie). Na trasie możemy poznać najciekawsze miejsca i zabytki danego województwa. Drogi przygotowane są specjalnie pod rowerzystów i są one regularnie sprzątane.
Spacerowaliśmy dalej…
Idąc dalej zatrzymaliśmy się przy punkcie widokowym – zwanym Rybakówka. Bądąc na górze mogliśmy obserwować całe stawy oraz okolice. Jako, że jestem po zootechnice zainteresowały mnie tablice informacyjne na temat przyrody Roztoczańskiego Parku Narodowego. Można tutaj spotkać kilka naprawdę specyficznych gatunków zwierząt.
Kolejnym naszym celem był Czarny Staw. Co na pierwszy rzut oka przykuwa uwagę? Specyficzny kolor wody, który rzeczywiście jest czarny. Miejsce to jest przytulne, bogate w roślinność. Można na chwilę odpłynąć myślami gdzieś daleko.
A może by tak coś zjeść?
Przeszliśmy łącznie około 10 km. Leśne powietrze oraz silny wiatr wyssały z nas całą energię. Postanowiliśmy więc coś przekąsić. Piotrek zabrał mnie do Karczmy Młyn, gdzie można dobrze i w rozsądnej cenie coś zjeść. Wybór dla mnie okazał się dość prosty po zobaczeniu menu – biorę placka po węgiersku. Piotr zdecydował się na pierogi ruskie, które zazwyczaj zamawia będąc tutaj na rowerze. Atmosfera w karczmie była przytulna, m.in. dzięki kominkowi, który był cały czas rozpalony i obsługa regularnie dodawała do niego drzewo. Dodatkowo dla bardzo zmarzniętych w okresie zimowym można zamówić np. herbatkę z prądem bądź grzane wino.
Na powrocie do domu odwiedziliśmy jeszcze – tak na szybko – Szczebrzeszyn. Piotr chciał mi pokazać skąd będziemy startować w tegorocznym Brevecie na 200 kilometrów. Zajechaliśmy na rynek by przywitać się z Chrząszczem – zawsze chciałam go poznać. Do tego momentu widziałam go jedynie na zdjęciach w Internecie i z wiersza Jana Brzechwy: „W Szczebrzeszynie chrząszcz brzmi w trzcinie i Szczebrzeszyn z tego słynie„.
I tak mięła nam sobota, a Wy jak spędziliście weekend?
Pozdrowelove!