Autor 07:17 Opowieści 7 komentarzy

Moja najgorsza (bez)rowerowa zima

Jak antybiotyk popsuł moje zimowe rowerowe plany. Zniszczona odporność, nawroty choroby i przybranie na wadze.

Gdyby ktoś z Was powiedział mi, że tej zimy wyjdę na rower tylko kilka razy, nabiorę ciała i będę miał tyle nawrotów przeziębienia, to bym go wyśmiał. Na prawdę. To był dla mnie chyba jeden z najgorszych okresów w życiu związanym z rowerami. No ale po kolei.

Wielkie plany

Jeżeli śledzicie mój profil na Instagramie od dłuższego czasu, to chyba wiecie jak lubiłem jazdę po białym śnieżnym puchu, a temperatury w granicach -10 stopni nie robiły na mnie żadnego wrażenia. Teraz miało być podobnie, a nawet jeszcze lepiej. Częstsze kręcenie dopełniane bokserskimi treningami siłowymi w celu polepszenia kondycji, a chociaż utrzymania letniej formy zmierzało w dobrym kierunku. Do momentu, kiedy… No właśnie, co się stało Piotrze (tak, rozmawiam już sam ze sobą), że na Stravie zaczęło wiać pustką?

Wirus czy karma?

Po – o ile mnie pamięć nie myli – trzecim zimowym kręceniu na rowerze, wróciłem do domu z lekko obolałym gardłem pomimo tego, że jak zwykle ochraniałem je ocieplanym buffem z lekkim meszkiem. Kilka dni później nie mogłem wypowiedzieć ani jednego słowa, a przełykanie śliny łączyło się z niemałymi mękami. Zacząłem się leczyć na własną rękę, czyli różne tabletki do ssania, syropy bez recepty, rozpuszczane lekarstwa w saszetkach, itd. Nic nie pomagało, a tylko delikatnie znieczulało ból gardła.

Idę do lekarza

Stwierdziłem, że nie ma się co dalej męczyć. Chcę wreszcie pojeździć na rowerze! Kolarz bez roweru – czułem się jak ryba wyjęta z wody. Okazało się, że mam jakieś wirusowe zapalenie gardła. Otrzymałem antybiotyk wraz z tabletkami osłonowymi. Wszystko ładnie pięknie, nic strasznego, przejdzie i wrócę do kręcenia. Gdyby tak było, to już byłby koniec tego wpisu, prawda?

Antybiotyk mnie wykończył

Przed kilkoma ostatnimi dawkami antybiotyku zaczął mnie strasznie boleć brzuch. Dwa czy trzy razy miałem już dzwonić po karetkę, ból był nie do zniesienia, a w kale pojawiała się krew. Pomimo “osłonówek”, antybiotyk zniszczył mi jelita, ale gardło przestało boleć. Minęły w sumie dwa miesiące od momentu początkowych problemów z gardłem. Zacząłem się czuć co raz to lepiej, odczekałem tydzień i wreszcie ruszyłem na pierwszą pochorobową trasę na swoim gravelu.

Jechało mi się bardzo przyjemnie. Wpis na Stravę, Instagram i na fanpage na Facebooku. W końcu mogę jeździć! Ale fajnie! Tego mi było trzeba!

Nie Piotruś, nie pojeździsz!

Kilka dni później zacząłem kichać, zacząłem się źle czuć, a w gardle znów zaczęło mi przeszkadzać. Z zatok wszystko spływało mi do gardła. Ni stąd ni zowąd złapało mnie mocne przeziębienie. Zaczął mnie męczyć mokry kaszel, byłem osłabiony ale nie miałem podwyższonej temperatury. Dopiero po około 2 tygodniach mnie puściło.

Podjąłem decyzję, że odstawię rower jeszcze na kolejny tydzień i dopiero ruszę na krótką przejażdżkę maksymalnie 20-30 kilometrów w spokojnym tempie. Drugiego dnia budzę się z zatkanym nosem. Dodam, że poprzednią zimę kręciłem prawie tyle samo co w lecie i żadne przeziębienia mnie nie łapały.

Winowajcą nawrotów choroby okazał antybiotyk, który całkowicie zniszczył moją odporność. Do zera! Nigdy więcej go nie przyjmę. Odbudowywanie odporności nie jest takie proste jakby się mogło wydawać. Próbowałem domowych sposobów, ale ostatecznie pomógł mi lek Groprinosin (przeciw nawrotom choroby i do odbudowania odporności).

Czy jestem już zdrowy?

Według mnie nie do końca, aczkolwiek jest już dużo lepiej. Zdarza mi się jeszcze ból gardła i kaszel, ale to nic w porównaniu z tym przez co przechodziłem. W sumie minęły już około 4 miesiące. Nadal wzmacniam swoją odporność i staram się uważać.

Tegoroczne Walentynki spędziłem z Moniką na 40-kilometrowej trasie przy temperaturze około 5 stopni powyżej zera. Jechaliśmy spokojnym tempem i staraliśmy się dużo nie rozmawiać by nie kusić losu. W chwili publikacji tego wpisu mam lekko obłożone gardło, ale kataru czy gorączki brak. Mam nadzieję, że niebawem wszystko wróci do normy, bo już w kwietniu przed Cykloparą pierwsze wspólne zawody – Ślężański Mnich 2020 w Sobótce. Muszę być w pełni sił. Niby to nieznacznie powyżej 30 kilometrów, ale trasa będzie wymagająca

Podsumowując

Zima 2019/2020 to dla mnie największa rowerowa porażka od niepamiętnych czasów. Kto mnie zna to wie, że zrzuciłem już z siebie w sumie ponad 50 kilogramów, więc teraz brak wysiłku fizycznego i siedzenie przed komputerem przyczyniło się do znaczącego skoku wagi. Już nad tym pracuję, liczby są co raz to mniejsze. Jeżeli chcielibyście się dowiedzieć jak ja to robię – a uwierzcie mi, jestem dość leniwy i nie lubię kombinowania z daniami w kuchni – to napiszcie proszę w komentarzach pod tym artykułem.

Do tego – porażki – dochodzi także brak śniegu. Za oknem cały czas szaro, buro i ponuro. Także silny wiatr w tym okresie, który powiązany jest stricte ze zmianami klimatycznymi. Mam nadzieję, że wszystko wynagrodzi mi pogodna wiosna, która ma zawitać już lada moment. Może być i wietrzna, niech tylko będzie ciepło. Chcę wreszcie komfortowo kręcić kilometry, nawet te większe. Monika też tego pragnie. Czekamy więc…

Pozdrowelove!

(Visited 535 times, 1 visits today)
Close